Gra Sów: staramy się być tak profesjonalni, jak to się da
Redakcja w dniu 8 czerwca 2020
Początkiem 2020 roku ukazała się debiutancka płyta pt. „Wolne tańce”. Polecamy wywiad z zespołem Gra Sów.
Muzyka Gry Sów to pozorna prostota skrywająca w sobie sporą warstwę energii oraz chwytliwości. Utrzymana jest w stylu nazwijmy to ‘brytyjskim’, wprowadza w raczej refleksyjny nastrój i skłania do słodko-gorzkich przemyśleń. Towarzyszą jej wpadające w ucho teksty w języku polskim. To piosenki poruszające tematy ucieczki od przeszłości, poszukiwania przyszłości, wszelkiej innej refleksji. Podróż do świata zbudowanego z pragnień i chęci działania, radości i smutku, poczucia młodości i starości.
Zespół Gra Sów pochodzi z Poznania i powstał w 2017 roku. W Radiu Orbit zespół debiutował jesienią 2018 roku z piosenką „Kamienie i drzewa”.

Fragmenty wywiadu który ukazał się w portalu http://lubuskie.dobrzerockuje.pl
Lubuskie Dobrze Rockuje: Opowiedzcie o początkach zespołu, jak i kiedy to się wszystko zaczęło?
Tomek: Po raz pierwszy spotkaliśmy się w drugiej połowie roku 2017, jednak w odrobinie innym składzie od tego, w którym gramy dzisiaj.
Kamil: Tak, pierwszym perkusistą był Patryk
Robaczewski, obecnie gra z nami Maks Wolff. Zespół powstał we wrześniu
2017r. Właśnie przeprowadziłem się z Gorzowa do Poznania. Grałem w wielu
zespołach w Gorzowie, m.in. Ex Aequo, RWA i Majos Squad. „Życie”
każdego z tych zespołów było uzależnione od frontmana: gdy przywódca
zespołu stracił zapał lub pomysł na zespół, pojawiały się zgrzyty,
dziwne pomysły ratowania, aż do ostatecznego „dość” i zakończenia
współpracy. Postanowiłem zaryzykować i założyć zespół w oparciu o moją
twórczość i mój wokal. W nadziei, że się nie wypalę :). Tomka znalazłem
przez portal internetowy typu „muzyk szuka, zespół szuka…”
Marta: Dla mnie początkiem był telefon od Kamila, którego znałam już pół życia.
Kamil: Oboje z Martą trzymaliśmy się swego czasu w
jednej paczce w Gorzowie. Gdy dowiedziałem się, że mieszka w Poznaniu,
zadzwoniłem i umówiliśmy się na próbę. Później przez znajomych znajomych
znaleźliśmy Patryka Robaczewskiego, też zresztą rodowitego
Gorzowianina.
Pierwotnie zespół powstał, by wystąpić w Geting Out Festiwal w Gorzowie.
Rok wcześniej wraz z Majos Squad wygraliśmy ten przegląd i uznałem, że
to dobry cel na początek… a wtedy też na koniec 🙂
LDR: Skąd pomysł na nazwę zespołu?
Kamil: Lubię gry słowne. „Gra Sów” to gra słowna w
„Grze słów”. Reszta dodatkowych znaczeń, np. to że sowa to symbol
mądrości i że to nocne zwierze, a więc w pewien sposób tajemnicze, to
przypadek.
LDR: Jesteście młodą ekipą na scenie, jakie są Wasze główne inspiracje? Niekoniecznie tylko i wyłącznie muzyczne.
Tomek: Moje muzyczne inspiracje kształtowały się dwutorowo. Lata 90-te to alternatywny rock amerykański spod znaku takich wykonawców jak R.E.M., Neil Young, Live czy 10000Maniacs. Od początku nowego millenium moje zainteresowania muzyczne poszły bardziej w stronę Mysłowic i zespołów kształtujących tamtą scenę.
Kamil: A ja jestem fanem Myslovitz, stąd znaleźliśmy z Tomkiem wspólny grunt 🙂 Z pozamuzycznych inspiracji dla mnie na pewno Robert Kubica ze swoim uporem i nie dawaniu się przeciwnościom losu. Poza tym także jazda na rowerze, dobre filmy, książki i oczywiście pociągi.

LDR: Jak się ma sytuacja jeśli chodzi o wsparcie Waszych muzycznych poczynań ze strony rodziny?
Marta: Obecność moich rodziców na koncercie wywołuje we
mnie dodatkową falę energii. Od dziecka mnie wspierali w tym temacie,
zabierali na pierwsze lekcje gitary. Cieszę się, że dzisiaj mogę im
podziękować dźwiękiem i uśmiechem ze sceny.
LDR: Wiadomo – zawód artysty to ciężki kawałek chleba. Czy
traktujecie to jako dobrą zabawę, czy jednak jest plan, by granie było
Waszym źródłem utrzymania?
Marta: Miałam w swoim życiu czas kiedy utrzymywałam się
z muzyki. Mówiąc o tym zazwyczaj nie wspomina się o presji, która
niejednokrotnie pcha w stronę grania niekoniecznie tego, co gra w sercu.
Nie chcę tak dalej. Muzyka ma uzewnętrzniać to co mam w środku. Jeśli
pozwoli mi się utrzymać, to tylko przy okazji. Jasne, że chciałabym
kiedyś 8 godzin dziennie, które spędzam w pracy, móc poświęcić na próby i
ćwiczenia. Ale nie za wszelką cenę.
Tomek: Podobnie jak wszyscy chyba znani nam muzycy,
traktujemy granie jako świetna zabawę, ale jednocześnie – również
podobnie jak wszyscy chyba znani nam muzycy – chcielibyśmy, żeby mogła
być ona dla nas kiedyś również naszym źródłem utrzymania.
Kamil: Mamy świadomość, że szanse na życie z muzyki są
jak 1 do 1000. W dużej mierze to jednak nie kwestia szczęścia, ale tego,
co się reprezentuje. Trzeba pracować nad sobą, tworzyć nowe piosenki,
nagrywać, promować, koncertować. Mieć świadomość, że jest trudno, ale
się nie zrażać.
LDR: Wiele się zmieniło przez lata jeśli chodzi branżę muzyczną. Jakie widzicie jasne i ciemne strony tej sytuacji?
Tomek: Ja, jako najstarsza wiekiem osoba w zespole,
mogę ocenić to w perspektywie tego, jak to funkcjonowało 20 lub 25 lat
temu. Po pierwsze – dzisiaj rządzi Internet i polubienia na FB, dawniej o
wszystkim decydowały wytwórnie muzyczne oraz nieliczne (w porównaniu do
dnia dzisiejszego) media, które na nieporównywalnie większą skalę niż
dzisiaj kształtowały gusta przeciętnego słuchacza i decydowały o tym, co
było w mainstreamie. Po drugie – kiedy ja chodziłem do liceum nie
miałem możliwości ani finansowych, ani (początkowo) logistycznych, żeby
kupić sprzęt, który mogę w dzisiejszych czasach (dysponując odpowiednią
ilością gotówki) nabyć bez problemu. Nie wspominając o braku materiałów
do nauki gry na instrumencie lub (mieszkając w małym mieście) możliwości
znalezienia nauczyciela do nauki gry. Po trzecie – 20 lat temu
podstawowym elementem działalności zespołu była płyta (czasami bardzo
droga w stosunku do przeciętnego wynagrodzenia), w dzisiejszych czasach
jest to tylko element, który służy do promocji koncertów, które są
głównym źródłem utrzymania dla artystów. Oczywiście dla tych, którzy
„sprzedają koncerty”.
Kamil: Trudno nam określić sytuację branży muzycznej.
Dla mnie problemem jest nie tyle ogólny spadek popularności rockowych
koncertów, co nasza mała rozpoznawalność – oraz to, że gdy zakładałem
poprzednie kapele, byłem w wielu szkolnym/studenckim, co zawsze
ułatwiało zapełnienie sali. Obecnie staramy się być tak profesjonalni,
jak to się da przy niskim budżecie, oraz szukamy sposobów na promocję i
granie coraz lepszych koncertów. Współczesne kanały komunikacji są z
jednej strony ułatwieniem, z drugiej, np. Facebook jest tak zapchany
wszystkim, że trudno się przebić. Analizujemy opcje, być może niedługo
stworzymy konto na TikToku 😉
LDR: Jakie jest Wasze zdanie na temat sceny rockowej w
Polsce, której jesteście częścią? Jest przyjaźń, zrozumienie, wspólny
cel, czy jednak więcej rywalizacji, konkurencji i niechęci?
Kamil: Nie doświadczyliśmy jeszcze tej sceny 😉 Nasz
poprzedni perkusista, Jarek, zrobił sobie zdjęcie z Kasią Nosowską
podczas Dni Gorzowa, więc chyba jest przyjaźń, a przynajmniej nie ma
niechęci 😉
Tomek: Scena rockowa jest oczywiście o wiele bardziej
różnorodna oraz liczna (wbrew pozorom) niż na przykład 20 lat temu. Z
drugiej strony przez to, że granie rockowe jest już poza mainstreamem
(oprócz nielicznych artystów lub tych, którzy swoje początki datują na
lata 80-te i 90-te wieku poprzedniego) oraz przez to, że w dzisiejszych
czasach jest o wiele więcej możliwości spędzania wolnego czasu niż
chodzenie na koncerty, coraz ciężej jest znaleźć chętnych, którzy
przyjdą na występ mało znanego zespołu rockowego w pubie (o większych
scenach nie wspominając). Wielokrotnie próbując zorganizować nasz
koncert słyszałem od właścicieli pubów, że nie opłaca im się to, bo „i
tak prawie nikt nie przyjdzie” albo, że „u nas ludzie to tylko przyjdą
na Roksanę Węgiel” – bez obrazy dla panny Roksany. Co do drugiej części
pytania powiedziałbym, że nie ma przesadnie ani wspólnego celu czy też
wielkiej przyjaźni, ale też nie istnieje wspomniana niechęć czy
konkurencja. Po prostu każdy zespół szuka swojej publiczności, skupiając
się na własnym ‘poletku’ i nie myśli przy tym czy kolegom / koleżankom w
„konkurencyjnym” zespole się uda, ale też nie życzy im źle.
LDR: A jak oceniacie ewolucję gatunku, w którym gracie? Są jakieś inne załogi, z którymi wspieracie się nawzajem na polu nie tylko muzycznym?
Kamil: Jeśli chodzi o ewolucję, można odnieść wrażenie, że z jednej strony wybijają się twórcy używający mnóstwo elektroniki, z drugiej zaś w czasach ogólnego przyspieszenia liczy się prostota przekazu, może też żart. Artur Rojek wydał radosną płytę, to chyba znak innej epoki.
LDR: Jak moglibyście określić pozycję, w której się znajduje obecnie Wasz zespół?
Tomek: Obserwując zespoły rockowe w naszej okolicy, które mają podobny „staż” czy liczbę polubień na FB (niestety jest to w dzisiejszych czasach ważny wyznacznik „popularności”) mogę powiedzieć, że znajdujemy się w stosunku do większości z nich o malutki krok do przodu. Mamy wydaną płytę, nakręciliśmy teledysk (kolejne są „w drodze”), gramy koncerty (nie jest ich dużo, ale są), mamy regularne próby, rozumiemy się jako ludzie i muzycy…. A więcej? Trudno w dzisiejszych czasach oczekiwać dużo więcej na tym etapie rozwoju grając taką właśnie muzykę, mając ograniczone możliwości finansowe, czy też nie chcąc śpiewać o kebabach lub o podobieństwie pewnej części twarzy do koparki. Trzeba po prostu pracować systematycznie i wierzyć, że prędzej czy później ta systematyczna praca przyniesie efekty.
Kamil: Ostatnio osiągnęliśmy 1000 polubień na naszym fanpage’u na FB, dla nas to sygnał, że nie jesteśmy już kompletnie nieznani. Lubią nas już nie tylko nasi znajomi, ale też coraz odleglejsi ludzie. Ale wiemy, że jesteśmy nikim 🙂
LDR: Ostatnio zarejestrowaliście swój pierwszy album „Wolne Tańce”. Jakie macie dalsze plany i oczekiwania odnośnie tego wydawnictwa?
Marta: Samo wydawnictwo jako ukończone dzieło już cieszy. Jest dla nas kapsułą wspólnie spędzonych chwil, przegadanych tematów, godzin na salce, po stokroć powtarzanych fragmentów. Kiedy ją odtworzę za 10 lat, właśnie to będę widzieć.
Kamil: Dostaliśmy nasze płyty w połowie marca, tuż przed ogólnopolskim nakazem zamknięcia pubów i innych miejsc tego typu. Czekamy na powrót na scenę. Płyta będzie nam służyć jako gadżet dla fanów. Jeśli ktoś chce posłuchać kawałków z płyty już teraz, są na Spotify. Do płyty mamy póki co jeden klip („Fantastyczne stworzenia”) oraz animację („Włosy”). W planach jeszcze przynajmniej jeden klip i kilka animacji.
LDR: To Wasz pierwszy album w karierze. Już teraz po zarejestrowaniu macie uczucie spełnienia, czy jednak gdzieś z tyłu głowy kłębi się myśl, że można było coś zrobić inaczej/lepiej?
Kamil: Płytę nagraliśmy bardzo szybko od początku kariery. Zaledwie po roku weszliśmy do studia i zarejestrowaliśmy 12 piosenek. Wybieraliśmy je z chyba 18 numerów. Pewnie niektóre rzeczy zrobilibyśmy lepiej. Mamy nadzieję, że płyta zostanie ciepło przyjęta, a na drugą płytę będzie czekać już nie 1000, a 5000 fanów.
Tomek: Zrobiliśmy jeden z pierwszych dużych kroków do przodu. Trudno jest powiedzieć czy można było nagrać coś lepiej lub inaczej, ponieważ minęło bardzo mało czasu od momentu wydania płyty.