Teraz gramy

Tytuł

Wykonawca

Teraz w ramówce

Indie Orbit

18:00 20:00

Następnie w ramówce

Teraz w ramówce

Indie Orbit

18:00 20:00

Następnie w ramówce

Background

Jelsa: zmierzamy w takie odłamy jak alt country, czy indie folk

w dniu 9 października 2020

Jelsa to warszawski zespół grający indie rocka z elementami indie folk i alt country. Eksperymentuje z organicznym brzmieniem gitar i klawiszy. Śpiewa na głosy o codzienności z przymrużeniem oka. I wyłącznie po polsku. Inspiruje się chicagowską sceną indiefolkową i takimi zespołami jak Wilco, Whitney i Big Thief.

Fragment wywiadu przeprowadzonego przez portal rytmy.pl:

Weronika Szymańska: Jako że jesteście pierwszym zespołem w FONOBO Pitcher, opowiedz mi na początek Waszą historię – jak powstała Jelsa?

Maciej Niewiadomski (Jelsa): Poznaliśmy się przy robieniu musicalu. W tym zespole byłem ja z Piotrkiem Gawrońskim, z którym graliśmy wcześniej w innym projekcie. W międzyczasie dołączył do nas Oliwier Zając. Wcześniej Oliwier był na naszych koncertach tamtego projektu, który trochę się już rozpadał, ale mieliśmy jeden utwór, gdzie było wszystko oprócz melodii i tekstu, więc wysłaliśmy go właśnie do Oliwiera. On chyba dwa dni później odesłał nam gotową piosenkę. Stwierdziliśmy wtedy, że musimy razem grać i tak się ta historia zaczęła. W 2018 mieliśmy jakieś pierwsze próby i właśnie na jednej z nich stworzyliśmy od razu piosenkę Pinkman. To ona zdefiniowała kierunek, w którym w tamtym czasie chcieliśmy pójść.

Jakbyś określił ten czas, tę Waszą dwuletnią historię od początków zespołu do momentu, w którym jesteście dzisiaj. Co się działo przez ten okres?

Maciej Niewiadomski (Jelsa): Od razu, jak zaczęliśmy grać, to zgłosiliśmy się do programu studenckiego Stage4YOU, gdzie dostaliśmy się do finału. Po tym pojechaliśmy na super festiwal Wschody w Lublinie. Zagraliśmy parę koncertów i w maju 2019 roku nagraliśmy EPkę z trzema piosenkami, na której znalazł się wspomniany Pinkman, Listy, czyli utwór ze starego projektu, ale z tekstem i melodią Oliwiera oraz Czerwiec, który Oliwier przyniósł po prostu na próbę i trochę nas tym właśnie zainspirował do stworzenia całej EPki. Jesienią ją wydaliśmy, a w tym roku zaczęliśmy nagrywać już sami, bo chcemy zrobić cały album i nagle odezwało się do nas FONOBO Label, że chcieliby wziąć naszą piosenkę do projektu FONOBO Pitcher, więc zawiesiliśmy na jakiś czas nagrywanie płyty, aby skupić się na tym jednym singlu.

Tak, żeby Was jeszcze trochę lepiej poznać – co według Ciebie jest najbardziej charakterystyczną cechą Waszego zespołu, Waszego brzmienia, grania? Taka Wasza wizytówka.

Maciej Niewiadomski (Jelsa): Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to bardzo rozbudowane melodie, zarówno instrumentalne, jak i wokalne, bo trójka z nas śpiewa, więc staramy się bawić też chórkami. To jest taka rzecz, którą może ciężko usłyszeć na nagraniach, ale na żywo, gdzie emocje biorą górę, te piosenki zupełnie inaczej wychodzą i mają zupełnie inny wydźwięk. Co ciekawe, bo my z charakterów jesteśmy dosyć spokojni, ale te piosenki na żywo są zawsze zupełnie inaczej odbierane przez publiczność. To chyba też jest charakterystyczna rzecz.

Mi z Waszym brzmieniem od razu skojarzyło się nostalgiczne lato, jakiś wyjazd, wakacyjna miłość.

Maciej Niewiadomski (Jelsa): To jest dokładnie to! Jak zaczęliśmy grać to było właśnie tuż po wakacjach, EPkę z kolei nagraliśmy tuż przed wakacjami, Oliwer chwilę wcześniej poznał swoją dziewczynę, więc myślę, że to też ma duży wpływ na warstwę liryczną i na to, jakie te piosenki są. To jest bardzo trafne, sam bym tak powiedział.

Zauważacie, że tworzy się w ostatnim czasie taka nowa fala młodych, indierockowych boys bandów w Polsce? Tu bym wrzuciła chociażby takie zespoły, jak Sonbird, VHS, The Cassino, Was… Jest to dość ciekawe zjawisko, bo te bandy mają naprawdę spore zasięgi i super sobie radzą. Czujecie się częścią tego nurtu?

Maciej Niewiadomski (Jelsa): Sam dużo słucham indierockowej muzyki i powiedziałbym, że te boysbandy chyba zawsze były, tylko właśnie teraz wchodzi ich nowe pokolenie. Wcześniej było chociażby Myslovitz, Happysad i ten indie rock pojawia się cały czas w nowych odsłonach. Wiadomo, że muzyka indierockowa, to nie jest jakiś przełomowy gatunek, ale rzeczywiście coś w tym jest, że te nowe fale takich zespołów przychodzą. Mam wrażenie, że dużo w tej sferze indierockowej zostało już powiedziane, więc my trochę szukamy, wychodzimy z tego tego gatunku i zmierzamy w takie odłamy jak alt country, czy indie folk. Wiemy właśnie, że są też inne zespołu indierockowe i chcemy się trochę wyróżniać. Wychodzimy oczywiście z indie rocka i to jest dla nas podstawa, ale chcemy iść trochę w taką stronę, którą mamy też w swoim opisie, czyli „chicagowska scena indiefolkowa”.

Jak są Wasze dalsze plany? Wracacie do pracy nad całym albumem?

Maciej Niewiadomski (Jelsa): Po pierwsze – chcemy teraz dalej promować nasz singiel. Myślę, że trochę pracy w tej kwestii jeszcze przed nami. Zaczęliśmy też regularne próby koncertowe. Mogę chyba zdradzić, że będziemy grać w rozszerzonym składzie, bo te piosenki, które robimy zawsze miały dużo instrumentów, wcześniej po prostu ich nie graliśmy. Na próbach graliśmy z Oliwierem na dwie gitary, bo ja normalnie gram na basie i zauważyliśmy, że dużo fajniej to wychodzi. Tak więc teraz przygotowujemy set i mamy nadzieję, że uda się coś zagrać podczas wakacji w jakimś plenerze. Myślę, że to dla naszej muzyki jest najlepsze miejsce. Ta letnia nostalgia w połączeniu z plenerowym miejscem robi super wrażenie. Do płyty też coś cały czas dorzucamy, więc może potem pojawi się jakiś kolejny singiel.

Tag